Data: 02-19.05.2025
Trasa: Oranjestad – Barcadero – Santa Marta – Cartagena
Mile/godziny: 497Mm/108h
Aruba
Odprawa wyjściowa
Trzeba podpłynąć jachtem do Barcadera.
Odprawa wyjściowa jest prosta, w Imigration pani dokłada na liście wejściowej stempelek wyjściowy i ksertuje w 2 egzemplarzach (jeden dl mnie a jedendla Customs) – to pod warunkiem, że nic się nie zmienia w składzie załogi w stosunku do załogi, która przypłynęła na Arubę.
W customs podaję numer SailClear, drukują stemplują i gotowe .
Droga do Santa Marty
Wychodzimy z Barcadera około 10:30. Pogoda jest śliczna, płyniemy na genui prawie 8kn (w tym 2kn zgodnego prądu). Wypuszczamy wędkę i w miarę szybko łapie się mała rybka, niestety przy próbie wyciągnięcia urywa się. Nie poddajemy się i próbujemy łowić dalej. Kilka razy łapiemy sargasy, aż w końcu łapie się ponad 7 kg Wahoo. Ma 120cm długości. Krew ryby jest wszędzie na rufie, ale na szczęście ławo się domywa. Tomek oprawia rybę, a Marcin ją porcjuje i pakujemy ją do zamrażarki.
Dostawiamy foka na drugiej burcie. Wieczorem odwiedza nas duże stado delfinów i płynie z nami prawie godzinę. Robimy zdjęcia i kręcimy filmy. Jest prześlicznie.
Na noc zostawiamy samego foka, a i tak średnia prędkość na dobę wynosi 6kn. Przebieg dobowy to 160Mm.
Kolumbia
Odprawa wejściowa
Do mariny możemy wejść w dzień powszedni. My przypłynęliśmy w niedzieję, więc noc spędziliśmy na kotwicy przed mariną. Następnego dnia po wejściu do mariny czekaliśmy przy stacji benzynowej aż dockmaster wskaże nam nasze miejsce. Po zacumowaniu wypełniłam zgłoszenie wejścia, oddałam paszporty, zarpa z poprzedniego portu i dowód rejestracyjny łódki – kazali czekać na Immigration. Powiedzieli, że ok 1 godzimy, może 2 a max 3. Czekaliśmy ponad 5 godzin.
W końcu dostałam wiadomość, że mogę już przyjść do biura. W biurze czekały nasze paszporty i pozostałe dokumenty. Odprawę wejściową pani miała w komputerze i powiedziała, że trzeba zgłosić się 2 dni przed wyjściem i podać szczegóły dalszej podróży.
Marina Santa Marta
Ładna marina blisko miasta. Stajemy w Y-bomach dosyć krótkich, chociaż marinero specjalnie dla nas przekłada dodatkową knagę z sąsiedniego pomostu. Wyjście z pomostów jest przez bramki otwierane odciskiem palca (trzeba zarejestrować wszystkich członków załogi). Toalety i bramka wyjściowa z mariny otwierane są wizerunkiem twarzy. Chłopaki przechodzą bez problemowo, a ja muszę stanąć na palcach. Sanitariaty są czyste i nawet w męskim jest klimatyzacja.
Wymiana walut i płatności
My wymieniamy walutę w kantorze 1EUR=4300COP, 1USD=3850COP. Jesteśmy milionerami!!!
Do płatności kartą czasami doliczają 3%.
Wycieczka do zaginionego miasta (Ciudad Perdida)
Wszystkie agencje, które organizują trekingi do zaginionego miasta mają tę samą cenę 1860 COP czyli ok 450USD (plus 3% za płatność kartą) za treking 4 dniowy. Jeżeli wybierzemy pośrednika, to dodatkowo dojdzie prowizja biura. W ramach tej opłaty dostajemy całodzienne wyżywienie (3 posiłki, a pierwszego i ostatniego dnia 2 posiłki), noclegi w łóżkach z pościelą i moskitierami, przewodnika, tłumacza, kucharza, wstęp do parku oraz rezerwatu, transport do miejsca startu i powrót, ubezpieczenie i opłatę dla lokalnej ludności. My wybieramy biuro Turcol niedaleko mariny (pierwsze biuro, które zaczęło organizować trekingi do zaginionego miasta). Jest nas w sumie 5 turystów (idzie z nami jeszcze para z USA), przewodnik – Paola, tłumacz Marcelo i kucharka.
Dzień 1: Przygoda się zaczyna – Cabaña Adán
Nasza przygoda rozpoczęła się w Santa Marta. Przed ruszeniem Tomek ma małą przygodę – odpadają mu podeszwy od butów turystycznych – wraca na jacht i bierze inne buty, a podeszwy wyrzuca. Po drodze zatrzymujemy się w Aguacatera gdzie dostaliśmy bransoletki, które są biletami do parku. Po dotarciu do wioski Mamey zjedliśmy lunch , rozpoczęliśmy trekking przez bujną dżunglę Sierra Nevada de Santa Marta. Mieliśmy do przejścia ok 8 km – większość pod górę ale trochę w dół. Do obozu doszliśmy ok 16:30. Po drodze padał deszcz, więc większość rzeczy na sobie mieliśmy mokrych. Pierwszy nocleg spędziliśmy w obozie Cabaña Adán, gdzie czekały na nas proste, ale komfortowe warunki – przestronne piętrowe łóżka z moskitierami, kocami i poduszkami (w obozie było mało osób, więc wszyscy mogli spać na dolnych łóżkach), wspólna kuchnia i możliwość zanurzenia się w lokalnej atmosferze. Wieczorem zjedliśmy posiłki przygotowane przez lokalną społeczność, które były smaczne i sycące.
Dzień 2: Wędrówka do Cabaña Paraíso
Drugi dzień rozpoczęliśmy wczesnym rankiem (pobudka o godzinie 5:00), pokonując kolejne kilometry w głąb dżungli. Po drodze mijaliśmy liczne strumienie i rzeki, które musieliśmy przekroczyć, co dodawało wyprawie charakteru przygody. Po drodze odpadła mi podeszwa od prawego buta, ale lewy w dalszym ciągu był dobry, więc dawałam radę iść dalej. W obozie Cabaña Paraíso spędziliśmy noc, gdzie mieliśmy okazję odpocząć i przygotować się na nadchodzące wyzwania. Spotkaliśmy również przedstawicieli rdzennych społeczności Kogui i Wiwa, którzy są duchowymi opiekunami tych ziem .
Dzień 3: Wspinaczka na Ciudad Perdida
Trzeci dzień był kulminacją naszej wyprawy. Po porannym śniadaniu rozpoczęliśmy wspinaczkę do Ciudad Perdida, pokonując ponad 1 200 kamiennych schodów wznoszących się ku starożytnemu miastu. Widoki były zapierające dech w piersiach – otoczeni bujną roślinnością, dotarliśmy na szczyt, gdzie czekały na nas tarasy i plac centralny. Przewodniczka Paola opowiedziała nam historię tego miejsca, które zostało założone około 800 roku n.e., co czyni je starszym od Machu Picchu o około 650 lat. W drodze powrotnej na schodach odpadła mi druga podeszwa, teraz moje buty turystyczne przypominały kapcie i jak kapcie nie trzymały się zupełnie podłoża. Sprawę poprawiły trochę 2 kije i pomoc Marcela. Po eksploracji Ciudad Perdida rozpoczęliśmy zejście, zatrzymując się w obozie Cabaña Mumake, gdzie spędziliśmy noc.
Dzień 4: Powrót przez Cabaña umake i Población del Mamey
Następnego dnia dotarliśmy do Población del Mamey, gdzie czekały na nas pyszne posiłki. Trekking był wymagający, ale satysfakcjonujący – wysoka wilgotność, błoto i liczne wzniesienia sprawiły, że poczuliśmy się prawdziwymi odkrywcami.
Spotkania z rdzennymi społecznościami
Podczas całej wyprawy mieliśmy okazję spotkać przedstawicieli czterech głównych plemion zamieszkujących Sierra Nevada de Santa Marta: Kogui, Wiwa, Arhuaco i Kankuamo. Szczególnie bliskie były nasze spotkania z Kogui i Wiwa, którzy są duchowymi opiekunami tych ziem. Ich głęboka więź z naturą i tradycjami była dla nas inspiracją i przypomnieniem o konieczności ochrony środowiska .
Praktyczne informacje
- Długość trekkingu: około 50 km przez tropikalną dżunglę
- Warunki: wysoka wilgotność, błoto, liczne wzniesienia
- Zakwaterowanie: obozy zarządzane przez społeczności Kogui, wyposażone w łóżka piętrowe z moskitierami, poduszkami i kocami, wspólne kuchnie i łazienki z prysznicami.
- Wyżywienie: posiłki przygotowane przez lokalną społeczność, dostosowane do potrzeb uczestników
- Wymagania: dobra kondycja fizyczna, odpowiedni sprzęt (buty trekkingowe, odzież przeciwdeszczowa, repelent, krem przeciwsłoneczny, bidon na wodę)
Podsumowanie
Wyprawa do Ciudad Perdida była niezapomnianym doświadczeniem – połączeniem wyzwań fizycznych, kontaktu z naturą i spotkań z niezwykłymi ludźmi. Dzięki profesjonalnej organizacji biura Turcol, wsparciu przewodników Paoli i Marcela oraz gościnności lokalnych społeczności, nasza przygoda była bezpieczna i pełna inspiracji. Jeśli marzysz o prawdziwej przygodzie w sercu Kolumbii, trekking do Ciudad Perdida jest doświadczeniem, które na zawsze pozostanie w Twojej pamięci.
Wycieczka do Minca
Tym razem organizujemy wycieczkę we własnym zakresie. Startujemy z okolic mariny taksówką za 60000 COP (po 20000 COP od osoby). Taksówka zawiozła nas na „przystanek” moto taksówek. Za zawiezienie na plantację kawy La Victoria kierowca zażyczył sobie po 20000 COP od osoby – 3 motocykle. Po targach zgodziliśmy się. Motorami dotarliśmy pod same drzwi plantacji (nie ma tam opcji dotarcia samochodem terenowym). Po dotarciu na miejsce dogadaliśmy się z szefem motocykli, że za w sumie 80000 COP od osoby zawiezie nas jeszcze na plantację kakao i z powrotem do Minca
Plantacja kawy La Victoria
Zwiedzanie plantacji kosztuje 30000 COP od osoby, w tym 2 filiżanki lokalnej kawy. Na plantacji uprawioa się tylko kawę robusta. Wycieczkę zaczęliśmy od filiżanki kawy, potem poszliśmy parę kroków na nplantację, gdzie przewodnik opowiedział nam o zbieraniu owoców kawy i zademonstrował – najpierw „zbieraczka”zniera owoce do wiadre przymocowanego na pasku z przodu, potem jak wiadro się napełni to przesypuje do worka, a na końcu do skrzyni „pomiarowej”gdzie zapisywane są ilości. Zbieraczki pracują od 5 rano do piątej po południu z przerwani ma posiłki, a płacone mają od ilości zebranych owoców i ich jakości. Pierwsza kontrola jakości jest już na początku – owoce gorszej jakości pływają po powierzchni wody i są odseparowywane od tych dobrych, które toną, potem następuje proces fermentacji, mycia, obierania ze skórki, kolejnego sortowania, kolejnego mycia i suszenia. Wysuszone ziarna w łupinkach są pakowane do worków i przechowywane. W miarę potrzeb kawę obiera się z łupinek, sortuje na mniejsze i większe ziarna i pali. Kawę z tej plantacji sprzedają w lokalnym sklepie, nigdzie nie eksportują. Paczka 500g lokalnej kawy w sklepie na plantacji kosztuje 50000 COP.
Plantacja kakao La Candelaria
Motocyklami docieramy do plantacji kakao i kawy (zwiedzanie każdej plantacji kosztuje 35000 COM od osoby). My wybraliśmy zwiedzanie plantacji kakao. Najpierw oglądamy drzewo kakaowca, a potem przechodzimy do pokoju, gdzie przewodnik prezentuje jak z owocu kakao robi się czekoladę. Pokazuje kolejne etapy i ma każdym etapie daje nam do spróbowania co z tego wyszło. Pokazuje proces suszenia ziaren, mielenia, dodaje miód, mleko i wszystko za każdym razem miesza. Na koniec kupujemy tabliczkę lokalnej czekolady. Motocyklami wracamy do Minca i jemy menu del dia w lokalnej knajpce.
Wodosopad Cascada Escondida
Po obiedzie wyruszamy na piechotę do ukrytego wodospadu droga zajmuje nam ok pół godziny. Zejście nad rzekę kosztuje 5000 COP od osoby. Dochodzimy do rzeki z ogromnymi kamieniami i głębokim jeziorkiem do pływania – tam postanawiamy zakończyć naszą wycieczkę do wodospadu (kolejne 10000 COP, pod górę a przy lokalnej knajpie gra głośna muzyka).
Do Minca wracamy lokalnym busem (10000COP od osoby)
Zwiedzanie hiszpańskiej barkentyny szkoleniowej
Rano z huczną obstawą i powitaniem salutami z armat przypływa hiszpańska barkentyna Juan Sebastian de Elcano. To okręt szkoleniowy. Po południu można zwiedzać żaglowiec. Najpierw stajemy w długiej kolejce do wejścia, potem przechodzimy rzez kontrolę bezpieczeństwa (a nawet kilka) i wchodzimy na żaglowiec. Do zwiedzania udostępniony jest tylko górny pokład.
Juan Sebastián de Elcano – żaglowiec szkolny Królewskiej Hiszpańskiej Marynarki Wojennej. Określany jako szkuner rejowy lub barkentyna. Żaglowiec posiada 4 maszty i liczy 113,1 metrów długości. Czwarty pod względem wielkości szkolny żaglowiec świata. Został zbudowany w 1927 roku w Kadyksie w Hiszpanii i nazwany na cześć hiszpańskiego podróżnika Juana Sebastiána Elcano. Obsada statku składa się z 197 osób załogi stałej oraz 78 kadetów odbywających praktykę morską.
Statek ten przepłynął najdłuższy dystans ze wszystkich pływających obecnie żaglowców – ponad 2,3 mln Mm.
Nurkowanie w parku Tayrona
Wybieramy buiro Caribien Pro Diving Center. Nurkowanie 2-butlowe dla osób z uprawnieniami łącznie z wypożyczeniem sprzętu kosztuje 270000 COP od osoby. Płyniemy motorówką do parku Tayrona. Woda jest mętna, ale jest dużo ryb, spotykamy murenę, rozdymki i śliczne korale.
Pomiędzy nurkowaniami dostajemy ciasteczka i soczek, a po nurkowaniu wodę w torebce. Nurkujemy w grupach 2 osobowych i dive master. Jest ślicznie. Do mariny wracamy w południe.
Droga do Kartageny
Dzień 1
Po odprawie (dostaję 10różnych dokumentów) ruszamy w drogę. Prognoza jest nie zachęcająca – na wiać słaby wiatr, a tymczasem po odpłynięciu od brzegu rozwiewa się do 17kn i to z dobrego kierunku. Stawiamy genuę i grota i płyniemy ponad 7kn. Na noc zmieniamy na foka i rolujemy grota.
Dzień 2
Nad ranem zrzucamy żagle i na samej szprycbudzie płyniemy 4kn. Cały czas ciągniemy za jachtem wędkę i koło południa łapiemy ślicznego tuńczyka żółtopłetwego waży ok 4kg– będzie obiad na kolejne 3 dni. W nocy trafiamy na super burzę, więc musimy przed nią uciekać nadkładając trochę drogi.
Dzień 3
Nad ranem wpływamy do mariny. Wszystkie dokumenty wysłałam wcześniej mailem albo WhatsAppem więc tylko informuję, że przypłynęłąm, a pani z mariny pokazuje mi gdzie co jest.
Kartagena-marina Club De Pesca
Marina jest strzeżona i monitorowana. Sanitariaty są czyste i klimatyzowane, są pralki (15000 COP) marina powyżej 30 dni kosztuje 0,61 $ za stopę, do tego opłata za prąd 0,3$ za kWh, a woda kosztuje 2,34$ za m3.
Kartagena de Indians
Trzecie co do wielkości miasto w Kolumbii. W XVI stuleciu port ten posiadał bardzo skromne fortyfikacje, mimo swojego znaczenia: był jednym z portów w hiszpańskiej Ameryce, do którego zawijała flota hiszpańska wywożąca z kontynentu do metropolii złoto, srebro i wszelkie inne dobra materialne. Dlatego nie sprawiło trudu sir Johnowi Hawkinsowi w latach 1568-1569 skłonienie mieszkańców Cartageny (podobnie jak Santa Marty) do handlu z jego flotą złożoną z 6 okrętów, mimo że łamało to hiszpański monopol: ostrzelanie słabo ufortyfikowanego miasta okazało się wystarczającym argumentem. W lutym 1586 roku miasto zostało zdobyte przez potężną flotę Drake’a. Mieszkańcy musieli słono się okupić, aby miasto nie zostało zrównane z ziemią. Angielskie ataki na hiszpańskie posiadłości w drugiej połowie XVI wieku sprawiły, że król Filip II zdecydował się na znaczną rozbudowę systemu fortów w swych amerykańskich posiadłościach. Odpowiedzialnymi za to uczynił: generała Juana de Tejadę oraz włoskiego inżyniera wojskowego Bautistę Antonellego. Tejada i Antonelli udali się w latach 1586-1587 do Ameryki aby zbadać stan fortyfikacji i opracować plan rozbudowy. Został on zatwierdzony przez króla w listopadzie 1588 roku. Ponieważ oczywiste było, że nie da się silnie ufortyfikować wszystkich portów i osiedli w hiszpańskiej Ameryce, wybrano 10 najważniejszych, leżących na trasie „złotej floty”, w tym Cartagenę.
Dzielnica Getsemani
Śliczne wąskie uliczki z dużą ilością kwiatów, kolorowymi domkami i zawieszonymi nad ulicami ozdobami – czasami są to sztuczne kwiaty, czasem parasolki albo proporczyki, zdarzają się też lampiony i inne ładne rzeczy. Wzdłuż uliczek można znaleźć liczne sklepy z pamiątkami, często mają wystawiony towar na zewnątrz. Są też liczne obrazy różnych rozmiarów i jakości. Na ścianach domów kolorowe murale. Jest też sporo klimatycznych knajpek i hosteli.
Stare miasto – El Centro
Stare Miasto, będące jednym z najpiękniejszych miejsc w całym mieście. Można tu spacerować godzinami, podziwiając kolorowe budynki w stylu kolonialnym, dziedzińce pełne kwiatów i urokliwe place.
Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i zachwyca swoim urokiem i atmosferą. Wędrując po starówce, można poczuć ducha kolonialnej epoki i wręcz przenieść się w czasie do okresu konkwistadorów.
Podczas wizyty na starówce, warto zajrzeć na Plaza Santo Domingo. To centralny plac, na którym odbywają się różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, festiwale i koncerty. Można tu też zrelaksować się w okolicznych kawiarniach i restauracjach. Innymi placami wartymi odwiedzin są Plaza de la Aduana, Plaza de Bolívar oraz Plaza de San Pedro Claver; wszystkie zachwycają swoją architekturą i niesamowitą atmosferą.
Stare miasto jest otoczone murem, który jest jednym z najbardziej imponujących dzieł architektury obronnej w Ameryce Łacińskiej. Mury zostały zbudowane w XVII wieku, by chronić miasto przed atakami piratów i wrogów hiszpańskich kolonizatorów. Mają długość około 13 kilometrów i otaczają całą starówkę. Składają się nań bastiony, fortece i fosy oraz wieże obronne.
Dzięki solidnej budowie i strategicznemu położeniu mury obronne były nie do zdobycia przez wiele lat. Do dziś stanowią ważny element dziedzictwa kulturowego miasta, będąc nie tylko atrakcją turystyczną, ale także symbolem jego historii i tradycji. W ciągu wieków były świadkiem licznych bitew, oblężeń i wydarzeń historycznych, które ukształtowały losy Cartageny i Kolumbi
Twierdza San Filipe de Barajas
Największa twierdza w Ameryce Południowej. Jej budowa zaczęła się w 1536 roku od małego forty, który był rozbudowywany, aż osiągnął rozmiary dzisiejszej twierdzy. Wstęp 36000 COP od osoby. W twierdzy rozmieszczone są liczne tablice informacyjne po hiszpańsku i angielsku, a w budynku szpitala można obejrzeć film dokumentalny o Kartagenie i powstaniu twierdzy po hiszpańsku, ale z angielskimi napisami – warto. Z murów twierdzy rozpościera się piękny widok na Kartagenę.
Wulkan błotny Totumo
Na wycieczkę do wulkanu błotnego jedziemy z biurem Viator – cena 125504 COP od osoby (zawiera transport w obie strony, przewodnika angielskojęzycznego, wstęp do wulkanu, masaż błotny, pomoc w zmyciu błota. Nie zawiera napiwków ani posiłków). Wyjeżdżamy spod mariny o 8:15 vanem – jesteśmy tylko we trójkę.
Położony ok 50 km od Kartageny wulkan błotny El Totumo to czynny wulkan błotny położony blisko poziomu morza. Jest najmniejszym wulkanem w kraju. Kopiec ma wyskkość około 15 m i można się do niego dostać schodami prowadzącymi do krateru, który może pomieścić około 10 do 15 osób naraz. Tam kąpiemy się w gęstym, ciepłym błocie (ok 24ºC). Wulkan na głębokość ok 2000 m w głąb ziemi. Obsługa naciera nas błotem i przesuwa dalej. Dla chętnych masaż błotem. Jesteśmy w kraterze jako jedni z pierwszych, ale chwilę za nami pojawia się cała wycieczka autokarowa. W kraterze nie am gruntu, ale błoto ma dużą wyporność i trudno się zanurzyć.
Po wyjściu z wulkanu kąpiemy się w pobliskiej lagunie, aby usunąć błoto. Pomagają nam w tym panie z obsługi.
Dodatkowo korzystamy z pryszniców biura z którym przyjechaliśmy. Ok 12 wracamy do mariny.
Według miejscowej legendy wulkan wyrzucał ogień, lawę i popioły, jednak miejscowy ksiądz zamienił go w błoto. Uznał, że to sprawka diabła i próbował go wygnać, polewając wulkan wodą święconą.
Wzgórze i klasztor La Popa
Wzgórze La Popa jest najwyższym punktem Kartageny – 139m npm. Na szczycie wznosi się kościół kolonialny i klasztor zakonu augustianów rekolektów, zbudowany w latach 1606–1611. Wstęp 14000 COP od osoby. Z tarasów klasztoru rozpościera się przepiękny widok na Kartagenę.
Z miasta aż do samego klasztoru eskortują nas 2 motocykle policyjne – podobno na drodze jest niebezpiecznie. Zaczęło się od tego, że zatrzymała nas przy drodze jakaś kobieta i powiedziała, że na górze jest policja i prowadzi jakąś akcje, a my mamy poczekać ok 10 minut, bo jest niebezpiecznie. Wkrótce podjechała kobieta z dziećmi na skuterze i powiedziała, że ona nas będzie eskortować. Ruszyliśmy. Po drodze opiekę nad nami przejęli policjanci, którzy eskortowali nas aż do samego klasztoru. Super. Klasztor w środku jest ładnie utrzymany, na parterze są sale muzealne i kaplica a na piętrze część mieszkalna (niedostępna dla zwiedzających).