Trasa: Marrigot (Saint Martin)-Tintamarre-Road Town-Pelican Island-Cruz Bay-Cayo Luis Pena-Fajardo-San Juan (Portoryko)
Termin: 31.12.2023-14.01.2024
Mile/ godziny: 222 Mm/51h
Sylwester 2023
Przed południem przygotowujemy jacht do wypłynięcia – ształujemy rzeczy, jeszcze ostatnie zakupy, odprawiam się na Brytyjskie Wyspy Dziewicze, a konkretnie na wyspę Tortola – można odprawić się maksymalnie 24 godziny przed wypłynięciem. Płacę za zużyty prąd i wodę i za odprawę wyjściową – pan drukuje mi papier na wyjście. Po południu przylatuje Gosia i ok 17 wypływamy z mariny. Płyniemy w kierunku Tintamarre – wyspy rezerwatu. Po drodze składamy życzenia rodzinie i znajomym w Polsce – u nas jest 19, ale w Polsce właśnie wybija północ. Dopływamy już po zmroku i stajemy na bojce (w rezerwacie jachty naszej wielkości nie mogą stawać na kotwicy).
Składamy łódkę. Naokoło nas stoi ok 10 jachtów. Robimy imprezę na jachcie, jemy pierogi, pijemy pyszne drinki. O północy oglądamy fajerwerki na okolicznych wyspach. Potem część załogi robi wyprawę łódką na plażę. Jest sympatycznie.
1 stycznia 2024 – Tintamarre
Po śniadaniu część załogi odsypia sylwestra, a my postanawiamy popłynąć wpław na wyspę. Z jachtu wygląda prześlicznie – błękitna woda i żółty piasek. Stoimy niedaleko od brzegu, więc wyprawa nie jest bardzo długa. Robimy rekonesans i postanawiamy przypłynąć po południu na grilla. Ok 17 pakujemy rzeczy na łódkeczkę, włączamy oświetlanie choinki i płyniemy na brzeg. Na brzegu znajdujemy porzuconego dużego grilla i ławki piknikowe ze stołami. Smażymy rybę na grillu, do tego dokładamy ziemniaki i surówkę z marchewki – jest pyszne. Wracamy na jacht po zachodzie słońca.
2 stycznia droga do BVI
Rano kąpiel w błękitnej wodzie i śniadanie. W międzyczasie zatoka zapełnia się katamaranami i motorówkami pełnymi ludzi chętnych do kąpieli. Najwyższy czas wypłynąć. Około 11 wyruszamy w dalszą drogę. Wieje niezbyt mocno, ale od rufy, więc stawiamy genakera. Po południu wiatr dsię kończy i całą noc płyniemy na silniku.
3 stycznia Road Harbour
Nad ranem wpływamy do Road Harbour – wywołujemy marinę Willage Cay, ale bezskutecznie.
Wpływamy do mariny, ale obsługa twierdzi, że najpierw trzeba stanąć na kotwicy i pontonem popłynąć do odprawy. Tak robimy. Wcześniej trzeba wypełnić zgłoszenie na stronie SailClear i zapisać numer. Odprawa jest w budynku przystani promowej.
Najpierw trzeba pójść do Imigration, tam zostawić paszporty, wrócić do Customs, wydrukować i podstemplować zgłoszenie, można od razu odprawić się na wyjście, potem wracamy do Inigration, stamtąd do kasy, z numerkiem z kasy znowu do Imigration, odebrać paszporty i gotowe. Odprawa kosztuje 10$ od osoby dla żółwi, 15$ za jacht, i 13$ za odprawę w obie strony. Można odprawić się przez SailClear na komputerze w hallu przystani.
W sumie za naszą 6 płacę 88$. Można płacić kartą. Płyniemy z Tomkiem do mariny i ustalamy, gdzie mamy stanąć. Łódeczką wracamy na jacht i wpływamy do mariny.
Wtyczki w marinie są amerykańskie i takich nie mamy, więc rezygnujemy z prądu. Podłączamy się do wody i myjemy pokład. Idę zapłacić za marinę – kosztuje 1,85$ za stopę – dodatkowo woda i prąd, prysznic jest płatny 3$ za 5 minut. Można płacić kartą, ale preferują gotówkę, albo wpisanie numeru karty na kontrakcie.
Po załatwieniu formalności idziemy na spacer po mieście – nic specjalnego, ruch lewostronny, ale samochody mają kierownice różnie – raz z prawej, raz z lewej.
Miasteczko jest raczej małe, jeżdżą dwie linie darmowych autobusów miejskich, ale poza miastem na wyspie nie ma komunikacji publicznej – funkcjonują jedynie taksówki i wynajęte samochody.
Amerykańskie Wyspy Dziewicze
Do zatoki Cruz Bay wchodzimy ok 15. Zatrzymujemy się najpierw na kotwicowisku po prawej stronie, ale ono jest prywatne i przeganiają nas stamtąd.
Odprawa
Należy zarejestrować się i wypełnić zgłoszenie w aplikacji CBP ROAM (wymagany dostęp do internetu). Po lewej stronie toru jest kotwicowisko dla osób oczekujących – można stać na nim max 3 godziny i jest dużo chętnych. Jest płytko – na niskiej wodzie 2m, więc ocieramy się kilem o dno, ale kotwica trzyma w mule. W aplikacji dostaję informację, że moje zgłoszenie jest właśnie opracowywane. Czekam jeszcze 20minut (w międzyczasie wodujemy łódkę i zakładamy silnik) i płynę z Tomkiem do urzędu celnego US. Wszędzie pływają mniejsze lub większe motorówki, ale w końcu przypływamy do kei przy urzędzie – uwaga trzeba zacumować po właściwej stronie płotu. Urząd czynny do 17:30. Najpierw stoję w kolejce, a potem okazuje się, że do odprawy muszą się zgłosić wszyscy, więc Tomek szybko się odprawia (skan twarzy i odcisków palców) i płynie po resztę załogi. Wszyscy zdążają się odprawić 5 minut przed zamknięciem urzędu. W sumie cała odprawa, łącznie z staniem w kolejce i wożeniem załogi na raty zajęła nam ok 1 godziny.
Celnik twierdzi, że wjechaliśmy na teren Stanów Zjednoczonych, więc nie musimu odprawiać się na wyjście jeżeli płyniemy do Portoryko. Wracamy na jacht i przestawiamy się na kotwicowisko do sąsiedniej zatoki.
Postój w rezerwacie Cruz Bay
Stajemy na bojce. Na bojkach napisane, że to rezerwat i noc na bojce kosztuje 26$. Bojka na długa linę zakończoną plastikową kauszą – przez nią przeciągamy własną cumę. W zatoce pływają stadami żółwie, a zwabione światłem wokół jachtu pływają olbrzymie ryby. Za stanie na bojce płaci się w pływającym punkcie poboru opłat. To taki pomost z flagą. Za skrzyneczki wyjmuje się kopertę, na niej wpisuje się nazwę łódki, datę, ilość nocy, kwotę i numer bojki. Do koperty wkłada się odliczoną kwotę. Na drugiej części koperty, która ma taki sam numer co pierwsza wpisuje się nazwę łódki i daty, a następnie oddziera się od koperty właściwej, a kopertę z pieniędzmi wrzuca się do skrzynki. Lokalesi mogą płacić przez aplikację. To wszystko wyczytaliśmy z folderu w informacji turystycznej rezerwatu (zamkniętej w soboty i niedziele).
Cruz Bay
Małe miasteczko składające się głównie ze sklepików z pamiątkami, barów i restauracji i pensjonatów i hoteli. To trochę jak nasze Władysławowo, albo Jurata. Ruch jest lewostronny, chociaż samochody mają kierownice po lewej stronie. Ograniczenia prędkości na znakach są w milach/h, a ceny w sklepach produktów na wagę dotyczą 1 funta (tak jak u nas 1 kilograma).
Robimy mały spacer po mieście.
Wyspa St. John
Ładna wyspa, w większości to rezerwat. Pełno tu żółwi morskich, ryb, a na lądzie różne ptaki i jaszczurki. Plaże mają śliczny biały piasek i błękitną wodę. Wszędzie jest zielono, dużo ścieżek leśnych, ale sporo terenów prywatnych z zakazem wstępu. Można poruszać się stopem, jest podobno 1 trasa autobusu, to i oczywiście taksówki różnego rozmiaru i jakości.
07 stycznia Cayo Luis Pena
Rano wypływamy z zatoki przy Cruz Bay i płyniemy wzdłuż Amerykańskich Wysp Dziewiczych na północ od nich. Płyniemy trochę na żaglach, trochę na silniku, pogoda jest prześliczna, nie ma upału, a nawet pokropił trochę deszcz. Jak płyniemy na silniku to rozkładamy daszek. Chwilę przed zachodem słońca dopływamy do wysepki Cayo Luis Pena koło Culebry (to już „stan” Portoryko)– to rezerwat, nie można tam biwakować, ani chodzić po wyspie. Na mapie są 3 boje w północnej zatoczce, ale w rzeczywistości są 2 ale w południowej zatoczce – na jednej stoi już jacht, a my stajemy na drugiej. Jest na nich napis, że tylko do użytku w dzień (od wschodu do zachodu słońca), ale w opisie Navionics napisane, że tolerują „jednonocny” postój, więc oba jachty zostają na noc.
08 stycznia marina Puerto Chica
Rano wypływamy z zatoczki przy Cayo Luis Pena i pod koniec dnia dopływamy do rejonu Fajardo.
Wchodzimy do mariny Puerto Chica i stajemy na pierwszym wolnym miejscu. Tutaj nikt nie odpowiada na wywoływanie przez VHF. Zapytany pan z obsługi mariny czy możemy tu stać, powiedział, że 2 dni to nie problem. Idę z Gosią do biura mariny – tutaj mówią dwoma językami po hiszpańsku i po angielsku, ale preferują hiszpański. Pani skanuje dokumenty jachtu, nasze paszporty i pobiera opłatę – woda w cenie. Toalety i część bramek do mariny wymaga karty, ale jej nie dostajemy. Pani w biurze mariny wybiera numer do celników i oddaje Gosi słuchawkę. Okazuje się, że Pan z Cruz Bay nie zadzwonił do Puertorico, że by poinformować, że już przekroczyliśmy granice USA, ale Podaliśmy nasz numer odprawy i to wystarczyło.
Fajardo
Są 4 mariny w tym rejonie:
Isleta Marina – na wyspie (dla nas odpada)
Marina sun bay (za mała głębokość)
Puerto del Rey Marina. (droga)
Puerto Chica (tu stajemy)
Wszystkie to port wejścia
Bardzo ładny rejon, dużo rezerwatów, ładnych ścieżek, wodospadów.
Tutaj na piechotę się raczej nie chodzi – nie ma poboczy przy szosach, ale za to chętnie zabierają na stopa. Nie ma komunikacji publicznej, ale działa uber – jest dwukrotnie tańszy niż taksówka.
Wybraliśmy się na dwie wycieczki w podgrupach – my na wycieczkę do latarni morskiej, a młodzież do wodospadów.
Kolejną atrakcją jest pływanie kajakiem po fosforyzującej wodzie, ale tę atrakcję trzeba wcześniej rezerwować. Można też wybrać się piechotą do Laguna Grande (ok 5 km od mariny) i poczekać do nocy. Laguna świeci obłędnie. Jest ścieżka na kładce, która prowadzi do laguny i rura do bełtania wody :-). Później trzeba wrócić po ciemku wzdłuż szosy, polecam odblaski, albo jednak wypożyczyć samochód.
10 stycznia połowy tuńczyka.
Wypływamy z mariny rano. Na głębokości ok 70m Mateusz rozwija wędkę. Za chwilę zaczyna terkotać – oznacza, że złapała się ryba. Zwalniamy, zwijamy genuę, a Mateusz zwija żyłkę. Idzie coraz ciężej – widocznie złapała się duża ryba. W pewnym momencie ryba szarpie mocniej i rozwija prawie 100m żyłki. Potem idzie lżej, ale jak ryba jest już przy burcie, to okazuje się, że jest jej 1/3 resztę odgryzł duży rekin. W pobliżu kręcą się jeszcze dwa małe rekiny i podgryzają naszego tuńczyka. Za pomocą haka udaje się nam wyciągnąć rybę na pokład – mimo że nie jest cała, to i tak tego co zostało jest ponad 4kg. Dzielny Mateusz :-).
Rybę kroimy i pakujemy do lodówki. Porcjować będziemy później.
O 17:15 wchodzimy do mariny, nikt nie zgłasza się na wołanie przez VHF, więc stajemy longsite przy czole najbliższego pomostu.
11 stycznia marina San Juan Bay
Rano przychodzi pani z obsługi mariny i mówi, że musimy mieć rezerwację, a to miejsce gdzie stoimy jest przeznaczone dla dużych statków. W trakcie rozmowy wychodzi jednak, że jest wolne miejsce, na które możemy się przestawić i stać 10 dni. Przestawiamy się, a potem ja idę do biura załatwić formalności. Okazuje się, że wszystko (zarówno rezerwacja jak i opłaty) można zrobić tylko przez stronę dockwa.com. Wracam na jacht i wyklikuję rezerwację. Potem idę do biura po raz drugi. Okazuje się, że po zatwierdzeniu płatności nie może zostać pobrana, bo jest niezgodność protokołów pomiędzy bankami. Wracam na jacht i podpinam inną kartę.
W międzyczasie Tomek znajduje akumulatory litowe w San Juan. Ja z Gosią jedziemy załatwić pozwolenie na wyspę Mona. Okazuje się, że od grudnia do końca kwietnia jest sezon polowań i nie można ani wchodzić na wyspę, ani pływać koło niej. Wracamy na jacht. Tomek walczy z akumulatorami.
Próba płatności kartą w internecie nie udaje się (sklep nie generuje kodu 3D secure, a bank tego wymaga). Jedziemy do sklepu – akumulatory na nas już czekają. Płacimy na miejscu kartą. Jest już ciemno, więc wzywamy Ubera i zabieramy akumulatory.
San Juan
Stolica Portoryko. Spore miasto, chociaż zwiedzić warto starówkę. Można też pójść na ładną plażę z palmami niedaleko mariny. Po mieście można poruszać się komunikacją miejską (są małe i duże autobusy oraz metro) przejazd „dużym” autobusem kosztuje 0,75$ za przejazd – płaci się monetami w automacie przy wejściu do autobusu, albo można nabić kartę na stacji metra. Automat do monet nie wydaje reszty. Inną opcją jest Uber – trochę tańszy niż taksówka, a cena zależy od odległości i pory dnia. Można wypożyczyć samochód, ale łącznie z ubezpieczeniem wychodzi ok 60$ dziennie – cena startowa to 10$, do tego 3 różne podatki i ubezpieczenie + te same podatki.
Portoryko
Wyspa należy do USA, więc jak odprawiliśmy się na Wyspach Dziewiczych USA to już nie musimy w Portoryko, ale trzeba powiedzieć w pierwszym porcie w Portoryko, że już jesteśmy odprawieni (warto zapisać numer odprawy z aplikacji ROAM). Samochodem warto odwiedzić plantację kakao (tylko w weekendy), El Yunque National Forest – a to akurat nie w weekendy – wtedy czeka się w samochodowej kolejce, a na piechotę nie wpuszczają 🙁
Kolejnym miejscem wartym odwiedzenia jest Bosque Estatal de Guajataca z jaskiniami – koniecznie trzeba wziąć latarkę i wygodne buty odporne na błoto.